Where will you go next?

Gdzie postawisz następny krok?

W życiu ważna jest równowaga

marzenia

Gdy człek już niemłody odważy się spełniać swoje marzenia może się czasem  potknąć o wątpliwości  (głównie cudze w jego sprawie).  Czy sił wystarczy, zdrowia i silnej woli? Hmm, jeśli już nad tym rozmyślasz, ubierasz w słowa, twe serce doda ci sił, a ręce zamienią w czyn, bo dziecko w tobie wyrywa się by zrobić krok w stronę marzeń …

WODA

Jako młody człowiek pokochałem wodę, żeglarstwo i windsurfing. Na chwilkę zszedłem w głębiny doceniając ten spokój, lewitację, każdy niespieszny oddech. Ciągle 3Miejski piasek we włosach i myśli jak ten chaos zgrabnie jest poukładany w przyrodzie.

GÓRY

Podziwiałem góry latem, z nartami zimą odwiedziłem

LASY

Bliżej domu rowerkiem po lesie kilometry kręciłem, a ostatnio i z kijkami przemierzałem. Tu poznałem dostojnego Pana Buka i tak się zaprzyjaźniliśmy, że teraz go latem odwiedzam podziwiając widoki z czubków ogromnej korony tego przepięknego tradycyjnie europejskiego drzewa. Przy okazji okiełznałem nieco wrodzony lęk wysokości, polubiłem kilka linek i inny szpej

BUJANIE W OBŁOKACH

Od tego bujania w obłokach to już całkiem blisko do paralotniowania było. Tu dopiero zdobywam doświadczenie. Z lotu ptaka góry i klify podziwiałem - to jest prawdziwy odlot...

bg8-Copy.jpg

każda przygoda zaczyna się od pierwszego kroku

Ruszaj po marzenia!

moje pierwsze kroki ponizej:

zaplanuj swoje marzenia

Nauka pływania – podstawy objaśniał mi Ojciec, a pod koniec
podstawówki stary ratownik zabrał nas młodziaków na basem i wytłumaczył,
że wodę należy zrozumieć, fizykę naszego ciała w wodzie trzeba pojąć
empirycznie. Strach jest naszym wrogiem, zrozumienie i trening naszym
sojusznikiem. Złapał za rękę ochotnika i poprosił aby ten nabrał
powietrza, skoczył z nim do wody i kompletnie nic nie robił (basen
politechniki ma kilka metrów głębokości, dość ekstremalnie jak na dzieci
uczące się pływać) .  Co się stało? Okazało się, że po chwili
wypłynęli obaj ku powierzchni, ich czupryny pokazały się minimalnie nad
wodą. Teraz wystarczy uruchomić stopy i dłonie aby usta znowu nabrały
powietrza. Nasze ciała w wodzie ważą znacznie mniej. Większość tonących
chce jak najbardziej wystawić głowę i ręce nad wodę, a to waży (waży
nasze życie) i wciska pod wodę. Drugie odkrycie – pod wodą można
otwierać oczy, niezależnie czy to basen, jezioro, czy nawet nasz Bałtyk.
Skoro przez 9 miesięcy pływaliśmy w brzuchu mamy, niewątpliwe
otwierając oczy, to nadal bez większych problemów możemy to robić. Potem
pan ratownik zagonił nas ostro do roboty i po kilku miesiącach treningu
otrzymaliśmy karty pływackie. Każdy wiedział, że jak przecenisz swoje
siły z dala od brzegu to nie panikujesz tylko włączasz opcję spokój,
rytm, wydech do wody, otwarte oczy, odpoczynek i minimalizowanie
wysiłku. A wtedy wróciłem do Ojca i ten pokazał mi jak się pływa żabką
na plecach, najbardziej efektywnym stylem który pozwala złapać oddech i
dotrzeć do brzegu. Czy każdy może nauczyć się pływać? Myślę , że tak.
Tylko trzeba poszukać nauczyciela. Pomyśleć o tym na spokojnie,
porozmawiać, zrozumieć, wyćwiczyć i wtedy zadzieje się cud. Bez
obawy wejdziesz na pomost, na kajak, rower wodny, w zasięgu będą
wszystkie sporty wodne. Nie musisz być mistrzem świata ale będziesz miał
pewność że dasz sobie radę. Przy okazji nauczysz się zasad pierwszej
pomocy, zrozumiesz dlaczego tylko idiota wchodzi po alkoholu do wody, co
to jest wstrząs termiczny, wychłodzenie, skurcz mięśni, dlaczego przed
wejściem do morza sprawdzamy skąd wieje wiatr i nie zawsze dajemy
dzieciom dmuchane zabawki, że fala idąca górą musi wracać dołem i ten
kto nie pływa krytym stylem może być w opałach. Kontakt z wodą sprawia,
że widzimy więcej, myślimy o krok do przodu, a poza tym to świetna
zabawa i raczej ludzi łączy niż dzieli 😉

Lato, gorący piach, plaża Sopot, na wyciągnięcie ręki molo. Optymisty, potem kadety. To był raj dla dzieciaka z podstawówki. Dalej omegi i obóz na Jezioraku, kanał elbląski z pochylniami, Elbląg powrót do Gdańska i na finał pożar namiotu. Jarmark Dominikański z pokładu łódki. Dziesiątki godzin w Polskim Klubie Morskim nad przygotowaniem „Korsarza” i wyprawa przez Bałtyk do Travemunde. Paw za pawiem na długiej fali. Nocne wachty przy rozgwieżdżonym niebie. Cielska statków mijające nas w milczeniu przy minimalnej widoczności. Sztorm na pełnym morzu, wzmocniony fok na dziobie, dryfkotwa na kilwaterze, wiatr szarpiący wanty niczym wściekły wiolonczelista i latające naczynia w kambuzie. Sikanie na zawietrznej przy wpiętych pasach asekuracyjnych. Duńscy celnicy w poszukiwaniu zioła. To była szkoła życia, zaufania, to była przygoda! Potem powrót do szarej polskiej rzeczywistości. Uciekający spod nóg grunt przez kolejne dni…

Po kilku latach przerwy wbiliśmy się z chłopakami w nowy trend i ta miłość do wody znowu rozkwitła w nowej odsłonie windsurfingu. Kupowaliśmy jakiś używany szrot aby tylko popływać na majówce w Chałupach, zimne noce z farelką w przyczepie kempingowej, opowieści przy ognisku, jedno piwo i zgon po całodniowym pływaniu. Potem pierwsze nówki deszczki, pierwszy nowy pędnik, ekscytacja przy zakupie pianki i ból katapy która wbija w zimną wodę, wciska w piach, rzuca w maszt i modlisz się tylko aby wszystkie kości były całe. Adrenalina gdy rozpędzasz deskę do prędkości wiatru i ślizgasz się po szczytach fal, lecisz jak wariat by na końcu spróbować zrobić zwrot przez rufę i zacząć od nowa na kolejnym halsie.

A w międzyczasie kilka razy w górach się bywało. To inny rodzaj surowego piękna. Ostre szczyty Tatr tak samo urzekają jak łagodne bieszczadzkie połoniny, falujące morzem traw. Tam człowiek znad morza znowu poczuł się jak w domu. Tydzień spędzony w namiocie na bieszczadzkim szlaku, jedzenie gotowane na ogniu, woda ze strumieni, niezmienne „hej” na ustach spotykanych ludzi i Stachura brzmiący w głowie, w sercu i w przestrzeni. Chciał nie chciał każdy na gitarze grał, a śpiewnik powstawał na szlaku, przepisywany na kolanie od samozwańczych grajków.

Aż kiedyś zakwitła myśl, że może by tak wyżej? Skończyło się na egzotycznej Japonii i dostojnej Fuji-San. Tam wibracje z ser płynące niosły się przez świat w intencji: niech pokój panuje na Ziemi i … zostałem wegetarianinem, bo zakwitła myśl, że mam wybór, mam moc by szanować czyjeś istnienie.

I spotkało mnie też szczęście aby góry odwiedzić zimą z nartami, późno bo późno ale ostatecznie szybko się zreflektowałem, że znajoma adrenalina kryje się tam za każdą śnieżną hopką. I szacunku do gór znowu liznąłem odrobinę, tej odwiecznej surowości na wysokościach i twarz odmroziłem nieco, choć najbardziej jednak pamiętam dobrą zabawę na granicy fizycznego wyczerpania.

A gdy kolanka już nieco dawały znać o sobie, szczególnie przy schodzeniu z gór to taka myśl w głowie zakiełkowała, że może by tak jak ptak z góry zlecieć w doliny ? Da się, kilka lat później to do mnie wróciło, czytaj dalej …